Mój kolczasty przyjaciel Previous item Dzień z życia wolontariusza Next item Moje życie wśród dzikich...

Mój kolczasty przyjaciel

Kiedy byłam małą dziewczynką uratowaliśmy osieroconego jeżyka. Przezimował u nas w domu i wypuściliśmy go na wiosnę na wolność. Nazwaliśmy go Tuptuś. To był pierwszy zwierzak w moim życiu, który traktował mnie jak mamę. Kiedy brałam go na ręce (gołymi rękami, bo w stosunku do mnie, nigdy nie wystawiał kolców) ciamciał mnie.
Myślę, że to właśnie ze względu na niego, mam ogromny sentyment do wszystkich kolczastych zwierzaków. Dlatego jak podczas wolontariatu w Criadouro Onca Pintada zobaczyłam uratowanego koendu brazylijskiego od razu wiedziałam, że się zaprzyjaźnimy.
Koendu (początkowo nie miał imienia) mieszkał na terenie przepięknej ptaszarni, którą uwielbiałam sprzątać. Dla mnie było to magiczne, niemal bajkowe miejsce.
Pewnego dnia, jak tam sprzątałam małe kolczaste stworzonko zaczęło wspinać się po mojej nodze. To był koendu brazylijski. Miał cudne oczka i bulwiasty nosek. Okazało się, że maluszek jest bardzo przyjacielski i od razu wszedł do mnie na kolanka. Potem objął moją buzię w swoje rączki i dał mi buziaczka. Mogłabym się z nim bawić cały dzień, ale w końcu byłam w pracy. Tymczasem maluch ani myślał, żeby ze mnie zejść. Jak już udało mi się sprowadzić go z powrotem na ziemię, próbował się na mnie znowu wspiąć, a kiedy zaczęłam sprzątać , podążał za mną.

Okazało się, że nie miał imienia i pozwolono mi je wymyśleć. Postanowiłam nazwać go Kumpel, ponieważ był tak przyjacielski. Chciałam też, żeby miał polskie imię, ale jednocześnie takie, które Brazylijczycy łatwo zapamiętają i bez trudu wymówią. Wszystkim bardzo się spodobało 😊.
Jak tylko mogłam zaglądałam do Kumpla w czasie wolnym. Uwielbiał orzeszki ziemne. Wchodził mi na kolanka, brał moją rękę w swoje łapki i wcinał orzeszka. Był taki uroczy.
Potem został przeniesiony do innej klatki, którą całą miał tylko dla siebie. Przynosiłam mu świeże owoce: uwielbiał m.in. mango i banany.
W swoim nowym domu sypiał na daszku, a potem po siatce schodził do mnie, właził mi na ramiona i siadaliśmy: ja na ziemi, on u mnie na kolankach.
Najchętniej wszystko jadłby siedząc u mnie na kolanach i trzymając mnie za rączki.


Głaskałam go po pokrytych kolcami i włoskami plackach oraz po mięciutkim, futrzanym brzusiu. Uwielbiałam mojego przyjaciela. Jednak ciężko było od niego wyjść, bo Kumpel nigdy mnie nie chciał puścić. Dlatego jak po powrocie do domu, dowiedziałam się, że dołączył do niego drugi koendu brazylijski, bardzo się ucieszyłam. Mój kochany Kumpel w końcu ma towarzysza 🙂

Jak chcecie się więcej dowiedzieć o tym gatunku kumpel przedstawił Wam się tutaj.

Koendu brazylijski