Jak ocaliłam i oswoiłam dzikiego sępa Previous item Atak wściekłej słonicy Next item Mistrz drugiego planu

Jak ocaliłam i oswoiłam dzikiego sępa

Podawałam Rambo kawałki  mięsa.  Były tak małe, że musiałam trzymać je w paznokciach. Sęp delikatnie brał je ode mnie z ręki. Z czasem mogłam go pogłaskać, a nawet przytulić. To był dziki sęp.

Do położonego w RPA ośrodka Moholoholo trafił po tym, jak ktoś próbował go otruć. Był ledwie żywy. Niestety nie chciał jeść. Kilka osób bezskutecznie próbowało go nakarmić. Pewnego dnia Nikita (pracownica ośrodka) poprosiła mnie, żebym nakarmiła chorego sępa. Wówczas nie wiedziałam, że nie chodzi o  jednego z przebywających od dłuższego czasu w ośrodku, a o całkowicie dzikiego ptaka. Miałam dać mu kawał mięsa pocięty na kilkanaście kawałków. Wszystkie włożyłam do miski z wodą. Rambo, bo takie nosił imię, wydawał się sympatyczny, ale nie przejawiał zainteresowania jedzeniem. Po chwili zastanowienia, rozdarłam jeden kawałek na pół. Nadal nic to nie dało. Robiłam coraz mniejsze kawałki, aż były tak małe, że musiałam je trzymać paznokciami. Przy okazji czule do niego przemawiałam i namawiałam, żeby zjadł chociaż troszkę. Metoda zadziałała. Sęp zaczął jeść. Wielkim dziobem delikatnie brał  ode mnie z ręki kawałek po kawałku . Lubił też pić zabarwioną surowym mięsem wodę. Na 15 kawałków zjadł 11. Nikita aż mnie wyściskała. Wieczorem poprosiła mnie, żebym znowu go nakarmiła. Potem znowu i znowu. I tak dwa razy dziennie chodziłam do mojego nowego przyjaciela.

Kawałki mięsa, które zjadał z mojej ręki każdego dnia robiły się coraz większe, rosły też porcje, które dostawał, a nasza przyjaźń zacieśniała się. Rambo pozwalał mi się głaskać, a nawet przytulać, czasem ocierał o mnie łepek. Mój kochany.

Mój niunio codziennie oczekiwał na mnie siedząc na metalowym murku. Tylko niekiedy zastałam go siedzącego na gałęzi. Karmienie wtedy było mniej wygodne, więc na ogół zachęcałam go, żeby przeszedł do „jadalni”, czyli na murek. Pięknie przelatywał i czekał na kolejne kawałki mięsa. Z czasem zaczął samodzielnie jeść z dużego kawałka mięsa. Kolejnym etapem miało być zamieszkanie wśród innych sępów, a następnie wypuszczenie go z powrotem na wolność.

Ale miałam też chwilę zwątpienia. Kiedy pracownicy ośrodka zobaczyli zdjęcia, jak go przytulam, wpadli na pomysł, żeby uczynić go ambasadorem. Zabierać do szkół i opowiadać o sępach. Z pewnością byłoby to pożyteczne dla całej społeczności sępów, ale szkoda mi było Rambo. Pragnęłam dla niego wolności.  Na szczęście okazało się, że mój niunio nie został oswojony do ludzi, on po prostu mnie ukochał. Mnie i tylko mnie. Gdy ktoś inny chciał go choćby dotknąć. Ostrzegawczo dziobał.