Profesjonalny łapacz papug
Uzbrojona w kijek z czarnym, długim workiem zakończonym metalową obręczą, weszłam do klatki dla papug. Moim zdaniem było złapać każdą po kolei, żebyśmy mogli je zbadać. Chodziło o rutynową kontrolę. Szczęście początkującego mi dopisało i pierwszą papugę złapałam, zanim się zorientowałam. Potem bywało różnie. Na jedne musiałam się zasadzać, inne gonić. Jak nabrałam wprawy, zwinnym ruchem zgarniałam papugę do środka i przekręcałam metalową obręcz, żeby mi nie uciekła. Samo łapanie mi nie wystarczało, więc przeszłam szybki kurs odpowiedniego trzymania papugi. Kciukiem miałam przytrzymać lewą stronę głowy, a palec wskazujący kładłam na głowie . Drugą ręką łapałam nóżki. Wydaje się proste, co. W rzeczywistości wcale takie proste nie było. Papugi bowiem próbowały się szarpać i wyrywać. Nie sądziłam, że taka mała papuga może mieć tyle siły. Naprawdę musiałam się wysilić, żeby mi się nie wyrwały. Kiedy weterynarz George zbadał „pacjentkę”, miałam ją „wrzucić” do worka. Widziałam już wcześniej jak to robił Gabriel, biolog. Ale z niewyjaśnionego powodu bałam się, że złamię jej kark, więc chciałam to zrobić delikatnie. Do pierwszego razu. Papuga bowiem udziobała mnie w palce, więc potem już bez skrupułów, oczywiście, tak, żeby to było dla niej bezpieczne, wrzucałam kolejne do worka. Papugę z worka zamykaliśmy w małe klatce, a następnie po przebadaniu wszystkich mieszkańców, zanosiliśmy je z powrotem do ich „domu”.
Jedną papugę mogłam przebadać osobiście. Między innymi osłuchiwałam papugę. Dududududu – tak jej biło serducho. Szok